Nie znosił bezczynności. Co prawda powiadał, że się roboty nie boi, tylko ludzi do niej potrzebuje, ale nie była to prawda. Najbardziej lubił pracować z drzewem. Piłował, szlifował i obrabiał deski na schody, balustrady, boazerie. Pomagał dzieciom budować domy. Mawiano o nim , że jest najlepszym stolarzem wśród lekarzy. I jak na rasowego stolarza przystało obciął sobie kawałek palca lewej dłoni podczas pracy przy pile tarczowej – sam się wtedy opatrzył, zeszył kikut zabandażował i wrócił do piłowania. Miał w przyszywaniu doświadczenie, jeden z pierwszych przyszył rękę młodej kobiecie – było to w latach siedemdziesiątych.
Urodził się 24 listopada 1929 roku w miejscowości Smyga w powiecie krzemienieckim na Wołyniu w rodzinie robotniczej. Ojciec Marian Lewicki był z wykształcenia stolarzem, a z zamiłowania pszczelarzem (pasiecznikiem) .Matka Ludmiła z domu Mazurkiewicz była córką pułkownika wojsk carskich, zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dwójki dzieci: Bronisława i jego starszej o 2 lata siostry Lucyny.
Lewiccy mieszkali w dużym domu zbudowanym przez ojca, z pięknym sadem i pasieką. Rodzina wiodła dość dobre i w miarę dostatnie, jak na tamte trudne czasy, życie.
Bronisław rozpoczął szkołę podstawową w wieku 7 lat i ten dzień 1 września 1936 roku przypadający w dniu jego imienin zapadł Mu głęboko w pamięci, bo po wielu latach opowiadał córce jakie wówczas było ciemne niebo nad lasem, kiedy szedł ze smutkiem do szkoły żałując, że nie może grać z kolegami w klipę. Dzieciństwo Bronka było beztroskie, jednak tylko do wybuchu wojny, a właściwie do czasu okupacji niemieckiej.
Wtedy wraz z innymi Polakami Lewiccy zostali najpierw wygnani z domostw, potem spaleni a następnie zesłani na roboty do Prus wschodnich. Niemcy wykorzystali stolarskie zdolności ojca Bronisława, którego skierowali do miejscowości Peitschendorf. Po II wojnie światowej miejscowość ta otrzymała nazwę Piecki. Dzisiaj jest siedzibą gminy, która graniczy z gminą Mrągowo. W Peitschendorf był rozwinięty przemysł drzewny, znajdowały się tutaj trzy tartaki i wiele zakładów stolarskich. Niemcy potrzebowali dobrych fachowców, dlatego ojciec Bronisława stolarz z zawodu został zesłany do nieznanej i dalekiej miejscowości Peitschendorf na roboty przymusowe, a z nim cała rodzina. Dwunastoletni Bronisław również został zaprzężony do ciężkiej pracy na roli. Pracował u bauera, powoził furmanką i pomagał w polu. Matka i siostra pracowały w domu, głownie przygotowywały posiłki dla rodziny bauera i robotników przymusowych. Cała rodzina pracowała na robotach cztery lata, aż do wyzwolenia w 1945 roku. Peitschendorf podczas działań wojennych został zniszczony, a większość pracujących tam Polaków wyjechała. Również Lewiccy niebawem opuścili Piecki i przenieśli się do Białegostoku.
Bronisław, jak wielu jego rówieśników poszedł do szkoły, nadrabiać zaległości spowodowane wojną i niemożnością nauki. Ukończył szkołę średnią i po zdaniu matury, rozpoczął naukę w białostockiej Akademii Medycznej. Tutaj poznał uczennicę technikum ekonomicznego Teresę Sobolewską. Młodzi pobrali się. Ślub odbył się 26 grudnia 1955 roku w Białymstoku. Tam też urodziły się dzieci Bronisława: córka Małgorzata i syn Krzysztof, dzisiaj znani w Słupsku lekarze. Do śmierci dr Bronisława Lewickiego był to najliczniejszy „klan” lekarski w Słupsku: Córka –laryngolog, zięć Michał Kisiel –ginekolog, syn- internista, synowa Bernadetta zastępca Dyrektora słupskiego szpitala.
Bronisław Lewicki był wysokim, wysportowanym młodym człowiekiem. Uprawiał koszykówkę w Akademickim Związku Sportowym przy Akademii Medycznej. Był wielokrotnym reprezentantem uczelni w ligowych rozgrywkach. Z racji owej energii i ostrej gry otrzymał pseudonim „Brzytwa”. Po zakończeniu kariery sportowej został sędzią Okręgowego Związku Koszykówki w Białymstoku. Sędziował mecze I Ligii. Akademię Medyczną ukończył w roku 1957 otrzymując dyplom lekarza medycyny. Pierwszą pracę podjął w Białymstoku w Wojewódzkim Szpitalu im. Jędrzeja Śniadeckiego na Oddziale Chirurgii Ogólnej. W tym czasie rozpoczął wraz z ciężką pracą lekarza chirurga specjalizację.
W 1962 roku doktor Lewicki, już jako chirurg z I stopniem specjalizacji przeniósł się wraz z rodzina do Słupska. Tutaj podjął pracę na Oddziale Chirurgii Urazowej Miejskiego Szpitala im. Janusza Korczaka. Jako młody, pełen uzdolnień chirurg nie mógł lepiej trafić. W tym czasie Ordynatorem Chirurgii Urazowej był dr Jan Gellert, znakomity chirurg, ortopeda, wielki innowator metod leczenia ortopedycznego, późniejszy dyrektor znanego zakopiańskiego Ośrodka Ortopedyczno-Rehabilitacyjnego. Pod jego kierunkiem Bronisław Lewicki uzyskał II stopień specjalizacji, tym razem w zakresie Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej. W międzyczasie pomiędzy uczniem – Bronisławem Lewickim i niewiele starszym nauczycielem Janem Gellertem wywiązała się ogromna nić sympatii, która z czasem przerodziła się w przyjaźń. Połączyły ich dwie pasje: ortopedia i myślistwo.
Zamiłowanie do polowań było drugą naturą dr Bronisława Lewickiego. Zwykł mawiać, że na polowanie nie ma złej pogody – jest dobra kiedy pada deszcz i bardzo dobra kiedy nie pada. Potrafił wprost po nocnej wyprawie do lasu pójść rano do pracy, cały dzień operować, dyżurować całą noc i po południu znów jechać do lasu, bo była akurat pełnia księżyca.
Na jednym z takich dyżurów, latem 1974 roku, dokonał rewelacyjnej, jak na tamte czasy operacji. Było to 20 sierpnia 1974 roku w czasie sianokosów. Przywieziono mu na dyżur 18 letnią dziewczynę, której kosiarka obcięła prawą rękę. Kończyna wisiała tylko na wąskim pasku skóry. Nikt jeszcze nie słyszał o chirurgii ręki, nie było mikroskopu ani precyzyjnych narzędzi, a jednak, po żmudnych kilku godzinach operacji doktor Lewicki tę rękę przyszył!! Zespolił kości, naczynia, nerwy i mięśnie. Prasa lokalna pisała o tym przypadku niemal jak o cudzie, bo dziewczyna odzyskała rękę: została nawet później krawcową. Było to wydarzenie medyczne na skalę krajową, takich przypadków zakończonych sukcesem było do tej pory kilka. Po latach profesor Nagay Kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Ręki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie egzaminując studentkę 4 roku Małgorzatę Lewicką ze Słupska –powiedział: pani za samo nazwisko ma u mnie piątkę, proszę przekazać ojcu wyrazy szacunku…
Myśliwską pasją „zaraził” też swoje dzieci, odkąd syn Krzyś skończył 10 lat wiernie towarzyszył ojcu w jego wyprawach myśliwskich i wędkarskich. Nigdy nie było wyjazdu nad morze czy na spacer – zawsze rodzina lądowała wśród jakichś chaszczy, nad dzikim jeziorem, wśród chmary komarów i much – bo tam brały ryby!! Kiedy Krzysztof miał 18 lat, zdał egzamin łowiecki polowali już oficjalnie razem. Potem przyszedł czas na wciągniecie w sidła myśliwskiego hobby synowej i zięcia. Doktor Lewicki słupskiemu szpitalowi i ortopedii pozostał wierny. W pewnym okresie był zastępcą ordynatora oddziału. Równolegle z pracą w szpitalu prowadził praktykę lekarską w Przychodni Urazowo-Ortopedycznej.
Po przejściu na emeryturę w 1994 roku nie porzucił pacjentów z przychodni. Jeszcze wiele lat, na ile starczyło sił i zdrowia służył swoim pacjentom. Wielu z nich mimo, że od śmierci doktora Lewickiego minęło pięć lat dzwoni do żony pytając się czy ich przyjmie. Jest to najlepszy dowód, na to, że był ludziom potrzebny, że im służył, pomagał, powodował powrót do zdrowia, do normalnego funkcjonowania.
Zmarł nagle w dniu 12 kwietnia 2004 roku w drugim dniu Świąt Wielkanocnych. Odszedł tak jak żył zwyczajnie i skromnie, żegnany na słupskim Starym Cmentarzu przez najbliższych: żonę, dzieci i wnuków, przyjaciół, znajomych, towarzyszy myśliwych i tych dla których istniał jako lekarz – swoich pacjentów.
Pochowany został na Starym Cmentarzu w Słupsku przy ulicy Kaszubskiej, na kwaterze 2 rząd 8 miejsce 18A. KSW 281/2004.
Andrzej Obecny
Na podstawie opowieści córki dr. Lewickiego.
Fot. arch. rodzinne